– Możliwe. W każdym razie na pewno bym go nie spalił. A
gdyby tam był zanotowany sposób na przeprowadzenie syntezy jądrowej na zimno? Lucy z trudem powstrzymała się od śmiechu. – Jesteś okropny, Redwing. – Trzeba cię trochę rozweselić. – Wyszczerzył zęby. – A co Jack mógłby ukrywać? – Najwyżej zapomniał uregulować jakiś drobny rachunek. Nie podejrzewam go o nic gorszego. – Zdjęła nogę z hamulca i znów nacisnęła na gaz. – Może Mowery i Barbara coś sfingowali. – To możliwe – mruknął Sebastian. Lucy westchnęła. – Jak ty możesz zachowywać taki spokój? – A kto mówi, że zachowuję spokój? Program mieszkanie bez wkładu własnego Dojechali do domu. Lucy natychmiast znalazła dzieciom coś do roboty w stodole. Na twarzy Roba wyczytała, że miałby wielką ochotę ją przepytać, ale nie chciał tego robić przy Madison i J.T. Dzięki temu udało im się trochę popracować nad trasą wyprawy. W południe, zgodnie z zapowiedzią, pojawił się Plato Rabedeneira. – Rany boskie – westchnął Rob, patrząc przez okno na wielką, https://fashionistki/spodnice-hm-ktore-warto-miec-w-swojej-szafie/ lśniącą czarną limuzynę. – Wiesz, Lucy, zacząłem już wierzyć, że jesteś zwykłą właścicielką biura podróży, wdową z dwojgiem dzieci, a tu raptem nadjeżdża ciężka kawaleria. – To jeszcze nic. Powinieneś zobaczyć, co by się działo, gdybym zadzwoniła do Waszyngtonu. – Dziadzio Jack. Pokiwała głową. Plato wysiadł z samochodu. Ubrany był w czarny garnitur, a na nosie miał ciemne okulary. Po spędzeniu kilku godzin w samochodzie jego utykanie się nasiliło. – Myślisz, że jest uzbrojony? – zainteresował się Rob. – Po zęby – mruknęła Lucy. Wyszła przed stodołę, żeby się przywitać. Plato pocałował ją w policzek. – Cześć, mała – uśmiechnął się. – Cześć. Dziękuję, że przyjechałeś. Ale zanim wpuszczę cię do domu, muszę cię z czegoś rozliczyć. – Skrzyżowała ramiona na piersiach rzuciła mu spojrzenie, które zwykle było zarezerwowane dla J.T. i Georgiego, gdy bawili się w wojnę i rzucali jej pomidorami. – Nie mogę uwierzyć, że tak bez pardonu napuściłeś na mnie Sebastiana, wiedząc... Wiedząc to, co wiedziałeś – dokończyła Zasiłki niezręcznie. Plato uśmiechnął się szeroko. – Masz na myśli to, że jest zatwardziałym grzesznikiem, czy że jest w tobie zakochany? – Jedno i drugie. – Szczerze mówiąc, zastanawiałem się, czy go na ciebie napuścić. – Ha – odrzekła z satysfakcją. Ciemne okulary nie pozwalały jej dostrzec wyrazu jego oczu. – Wciąż jest najlepszy – stwierdził Plato. – Mam nadzieję, bo potrzebuję najlepszego. – Gdzie on jest?